poniedziałek, 25 lipca 2016

W wolnym czasie ... 29

Oglądałam film Batman v Superman: Świt sprawiedliwości. 
Na wstępie zaznaczę, że nigdy nie przepadałam za postacią Supermana. Trudno powiedzieć czemu, być może facet z loczkiem na czole nie jest w moim typie. 
Batman to co innego. Ceniłam Batmana za spójność historii i konsekwencję w kreacji głównego bohatera. Wszystkie jego wybory, czy zachowania dawały się jakoś logicznie wyjaśnić. Ponadto kreacja antybohatera, ciekawa, pełna dramaturgi (niezapomniany Joker).  
Wszystko to do czasu Świtu sprawiedliwości. Po tym filmie pozostał mi niesmak. Brak w nim koncepcji całości. Miałam wrażenie, że czasami twórca tracił wątek i przechodził do kolejnej sceny, nie kończąc poprzedniej. Samo zderzenie tych dwóch postaci było jak dla mnie mocno naciągnięte. Jak to możliwe, że dwaj bohaterowie, którzy dotąd stawali po stronie bezbronnych, nie mogą przez pół filmu wydusić kilku zdań wyjaśnienia, za to wolą bezsensowną bójkę, która raptem koczy wypowiedzenie magicznego słowa (nie było to słowo "przepraszam"). I jeszcze Batman, który nie wnika za bardzo w meritum postępowania swego przeciwnika, oddając się za to sadystycznym skłonnościom, znęcając się na kim popadnie. 
Poprzednie filmy o Batmanie: tak, Batman v Superman: z całą pewnością nie dla mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz