piątek, 30 września 2016

Rzymskie wakacje

Z okazji kolejnej, ważnej dla nas rocznicy, postanowiliśmy z Wymarzonym Mężem spędzić ten czas w Rzymie. Dlaczego tam? Jest to druga pozycja na liście miejsc, które koniecznie chcemy odwiedzić. Spędziliśmy tam kilka cudownych chwil. Pierwszą był Egipt, który zdołaliśmy odwiedzić kilka lat temu. Dla wytrwałych relacja poniżej:).
Nasz mały wypad organizowaliśmy sami, bez pośrednictwa biur podróży. To co do załatwienia w Polsce organizował Wymarzony Mąż, do mnie należało spakowanie nas i opracowanie planu zwiedzania. Udało nam się zobaczyć znacznie więcej niż zamierzaliśmy.

Zatrzymaliśmy się w Ciampino. Chcieliśmy być blisko lotniska z którego lecieliśmy. Korzystaliśmy z linii Ryanair. Lot w obie strony był o czasie, powrót nawet 5 minut przed czasem:). Z linii jesteśmy zadowoleni. Z hotelu Laura ciut gorzej, ale nie mam porównania z innymi włoskimi hotelami. Po prostu po zdjęciach i trzech gwiazdkach oczekiwania miałam wyższe. Obsługa hotelu była bardzo miła i pomocna. Co rano korzystaliśmy z hotelowego śniadania: świeżej kawy, rogala (podawany na ciepło z różnymi nadzieniami do wyboru - ja zdecydowanie preferowałam bez nadzienia z pomarańczowym lukrem na wierzchu), płatek, pomarańczowej tarty i tostów z dżemem i sokiem ze świeżych owoców. W sam raz na dobry początek dnia. 
W pobliżu hotelu znajduje się dworzec kolejowy. Po kilku minutach jazdy tramwajem byliśmy na dworcu Termini, skąd przesiadaliśmy się do metra.  Chcąc zwiedzić Rzym wysiedliśmy na stacji przy Coloseum, a potem: Forum Romanum, Kościół św. Franciszki (w podziemiach Jej relikwie) i św. Bonawentury, Palatium, Circ Maksimus, Maska Prawdy i świątynia przy której jest wystawiona oraz katakumby w jej podziemiach, Bazylika św. Bartolomeo z relikwiami polskich Świętych : K. Kózkowny, MM. Kolbe, Jana Pawła II, J. Popiełuszko, Wyspa Isola Tiberina (w restauracji Tiberino jedliśmy pyszne spaghetti) , Kościół s. Marcello servi di Maria, Forum Trojana i Augusta, fontanna Di Trevi i wiele innych rzeczy. Polecam zwiedzanie na piechotę, bo praktycznie co krok jest coś ciekawego.  
Oczywiście odwiedziliśmy też Watykan, specjalnie w środę, żeby być na Mszy św. której przewodniczył Papież Franciszek. Mając do wyboru zwiedzanie Muzeum Watykańskiego czy Mszę św. z Papieżem wybraliśmy to drugie i nie żałuję. Po bilet do Muzeum czeka się w dwugodzinnej kolejce. Straszne, zwłaszcza że było bardzo gorąco ok. 30 st. Msza odbywała się na Placu św. Piotra, w pełnym słońcu. Staliśmy przy jednej z dwóch fontann, ale nie wiele to dało. Zwiedziliśmy Zamek św. Anioła i przeszliśmy się mostem Aniołów, oraz Pałac di Giustizia. Pochodziliśmy po Watykanie, zjedliśmy pizze i niesamowicie słodkie lody. Oczywiście zachciało mi się spersonalizowanego błogosławieństwa. Jeżeli by ktoś szukał to w bramie św. Anny i niech nie odstraszą was uzbrojeni strażnicy. Są bardzo mili i pokierują gdzie trzeba:)
Wracając już w Ciampino zaopatrywaliśmy się w przepyszne owoce i piliśmy świetne kawy w malutkich kafejkach (smak esspresso podanej ze szklaneczką wody jest niezapominany.
Było super, ale były też rzeczy które mnie drażniły, jak choćby brak toalet nawet przy obleganych zabytkach, a te w metrze były odpłatne. Dobrze że były w restauracjach, bo by była tragedia :). Druga rzecz która mi przeszkadzała to zapachy: czułam albo dym papierosowy (palą tam wszędzie) albo mocne perfumy których chyba używają w litrach. Mój nos cierpiał, ale reszta nie posiadała się z radości.

czwartek, 22 września 2016

Na powitanie jesieni

Czuję już jesienny klimat w rześkim powietrzu o poranku, widzę w kolorowych liściach drzew i deszczowych chmurach. Jesień to moje kolory, którymi lubię się otaczać zarówno jeśli chodzi o kolory ubrań jak i kolory w moim domku. Brakowało mi ich tylko przy moich robótkach. szybko temu zaradziłam i powstały jesienne markery.


Postanowiłam połączyć w nich to co lubię czyli motyw motylków i jesiennych barw. Największy marker to prawdziwie jesienny liść. Koraliki zawiesiłam na brązowej żyłce strunowej.
 
Poniżej zdjęcie które ukazuje proporcje normalnych markerów i dużego do zaznaczenia początku robótki.

Markery sprawdzają się bardzo dobrze zarówno na cienkich jak i grubych drutach. Co ważne nie obciążają żyłki w trakcie pracy.





niedziela, 18 września 2016

Ptaszyna z filcu

Potrzebowałam zawieszki do sypialni, takiej którą mogłabym skrapiać olejkiem lawendowym. Czytałam , że lawenda ma właściwości uspokajające, pomaga zasnąć i odgania mole :). Wymyśliłam filcowego ptaszka, który znakomicie spełnia swoją rolę, a przy tym wygląda nietuzinkowo. Inspirowałam się folkowymi rysunkami, ale zastosowałam spokojniejsze kolory, tak by pasowały mi pod konkretne wnętrze.

Ptaszek wykonany jest z filcu, wypełniony włókniną (pozyskuje ją z poduszek zakupowanych specjalnie w tym celu w IKEA), zawieszany na perłowo - szarej tasiemce i ma ruchome oczka.
Wykonanie takiego ptaszka nie jest skomplikowane, wymaga tylko cierpliwości i dokładności zarówno przy wycinaniu poszczególnych części jak i ich zszywaniu.
Wykrój:
1) kształt który chciałam uzyskać narysowałam próbnie na kartce papieru'
2) docelowy kształt w skali 1:1 przeniosłam na biały papier do wypieków (z LIDLA, wykorzystuję go przy nanoszeniu wykroju ubrań przy szyciu),
3) odrysowałam potrzebne części na grubym brystolu (przydały się pozostawiane wkładki tekturowe z cienkich rajstop :)*,
4)  wycięłam poszczególne elementy z filcu. 


Szycie:
1) zszyłam poszczególne elementy skrzydeł i ogona,
2) zszywałam korpus, pozostawiając niewielki otwór na samej górze do włożenia wypełnienia oraz przyszycia tasiemki,
3) przyszyłam jednocześnie oba skrzydła do korpusu i zszyłam ze sobą (trzeba bardzo uważać, żeby zrobić to równo) oraz ogonek i dzióbek,
4) na koniec przykleiłam oczy.
 
* nie jest to konieczne, ale poszczególne elementy ptaszka, wykrojone ze sztywnego brystolu, są trwalsze i posłużą mi jako szablon do wykonania podobnych ptaszków

środa, 14 września 2016

Koszula w turkusową łączkę

Zgodnie z narzuconym sobie postanowieniem, kończę twory niedokończone. Żeby nie być gołosłownym oto skończona, po długim czasie, koszula w turkusową łączkę.


Wykrój pochodzi z Burdy "Szycie krok po kroku" nr 1/2013 model 3D. 
Szycie przedłużyło mi się przez kilka rzeczy, ale przede wszystkim przez obawy związane z wszyciem kołnierza i elementami wykończenia, które zabrały trochę czasu. Jak się okazało kołnierz skrojony zgodnie z wykrojem układa się znakomicie. Prace nad nim były sama przyjemnością w porównaniu z wszyciem rękawów. Nie obyło się bez kilkakrotnego prucia i odkładania szycia na kolejny dzień przy akompaniamencie zgrzytu zębów. Ostateczny efekt:


Problemy z rękawami były spowodowane tym, że próbowałam zastosować się do wykroju i zrobić rękawy z główką marszczoną. Ja jednak nie znoszę marszczeń przy rękawach i ostatecznie zastosowałam kontrolowaną, symetryczną zakładkę.  

Jeśli chodzi o utrudnianie sobie życia, to postanowiłam zastosować obszycie szwu poniżej kołnierza lamówką chabrową. Efekt wart pracy.


Tą samą lamówkę zastosowałam obszywając listwę na guziki. Tyle że zamiast guzików zastosowałam małe zatrzaski. 







niedziela, 11 września 2016

W wolnym czasie ... 33

Oglądałam komedię kryminalną "Nice Guys" reż. Shane Black. Film mnie mile zaskoczył. Historia kryminalna niezbyt zawiła, ale wystarczająca by film nie nudził, choć od pewnego momentu świadomość kto zabił trochę przeszkadza i chciałoby się, żeby twórca filmu zakończył wątek. Film opowiada o śledztwie które prowadzi prywatny detektyw (Ryan Gosling) wraz z chłopcem od bicia (Russell Crowe). Akcja filmu osadzona jest w realiach lat 70 i kanwa filmu nawiązuje do kina tamtych lat. Kilka razy akcja filmu skręca niespodziewanie, urywając główny watek, ale dzięki temu zastanawiamy się co też się będzie działo  przez kolejne pół godziny filmu. Ale dla mnie najważniejsze w tym filmie, że dawał mi powody do śmiechu. 
Polecam do obejrzenia jako lekką rozrywkę na sobotni wieczór.

Robótkowo kończę rzeczy rozgrzebane w wakacje. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła przedstawić efekty.

niedziela, 4 września 2016

W wolnym czasie ... 32

Książkę wzięłam na wakacje, z niewielką nadzieją że ją przeczytam, z uwagi na przewidywany brak czasu. Jednak gdy zaczęłam, nie mogłam przestać czytać, a czas jakoś znalazłam. Tą książką która nie dała mi spokoju przez dwa wieczory, był "Sztukmistrz z Lublina" którą napisał Issac Bashevis Singer.
Tytułowym sztukmistrzem jest Jasza Mazur. Poznajemy Go w chwili, gdy musi dokonać ważnych wyborów. Jego życie, tak jak jego praca pełne jest iluzji. Z pozoru wydaje się że ma wszystko: pieniądze na ubrania, mieszkanie w Warszawie, na utrzymanie żony Estery, kochanki Magdy, która jest Jego asystentką oraz najbliższych, kochanki Zewtel, a także obdarowywanie drogimi prezentami Emilii, która zawładnęła jego sercem i umysłem. 
Autor daje nam możliwości obserwowania jak w ciągu kilku dni zmienia się całe życie Sztukmistrza. Widzimy całą lawinę zdarzeń jakie niesie ze sobą jedno działanie Jaszy. 
Singer ukazał nie tylko zmagania człowieka ze swoimi słabościami, lękami czy pragnieniami, ale i wpływ jaki działania jednej odbijają się w życiu wielu innych. I że czasami, w obawie przed uleganiem pokusie, należny się od niej całkowicie odizolować. 
Klasyka, której nie można pominąć.